Skóra w superkondycji – cz. 2: twarz#2
Kontynuując temat pięknej cery, dziś parę słów o kolejnych zabiegach. Ale zanim, powiem tylko, że nigdy mi się jakoś nie złożyło. Nastoletnią gęsią będąc miałam skórę twarzy wręcz idealną: wiecie, taką, jakiej się zazdrości koleżance z ławki i życzy skręcenia karku. Skóra była naczynkowa, ale ludzie komplementowali te "rumieńce". Dlatego też nigdy nie miała przyjemności poznać dermatologa, ani przyjrzeć się z bliska jego pracy. Z różnych źródeł słyszałam tylko, że potrafią zlecić w razie trądziku ściąganie naskórka. Nie chcę nawet myśleć, jakie po tym ludzie musieli mieć dzioby we własnym dziobie.
To, o czym napiszę, nie jest tak inwazyjne, a ponadto można takie rzeczy wykonać u siebie w domu. O czym mówię:
* masaż twarzy * prawidłowo (i w miarę regularnie) wykonywany stanowi "prewencję antymigracyjną", czyli po prostu może zapobiec osuwaniu się skóry twarzy pod wpływem lat i grawitacji; kojarzycie starszych ludzi, których twarze są bardziej prostokątne niż owalne przez opadające policzki? Ha!
* peeling enzymatyczny * magiczna formuła bez trących grudek, a jednak równie dobrze złuszczająca martwy naskórek; bez urazów mechanicznych, za to wymagający nieco więcej czasu niż tradycyjne peelingi (bo pozostawiany na skórze przez kilka godzin) – zawsze to jakaś alternatywa.