Ona i on, czyli niepodległość
Byłam wczoraj w centrum handlowem. Nienawidzę tej czynności, ale czasem jestem zmuszona pójść i coś na grzbiet kupić. Ale ponieważ w takim centrum handlowym jest zawsze mnóstwo ludzi, to podsłuchałam ciekawą rozmowę.
On i ona, koło czterdziestki. Ładni, inteligentne twarze - tak wyglądają wszyscy moi znajomi:-) normalna para, o ile para...
- Kupię Ci perfumy, chcesz? - ON
- Coooo? No wiesz co? Jakie znowu perfumy? - ONA lekko oburzona
- Normalne, przecież mówiłaś, że Ci się skończyły.
- O jezu, ale one drogie są
- Co się martwisz? Mam kasę
- Ale co, kasę na moje perfumy masz? Przecież mówiłeś, ze musisz zapłacić jakieś rachunki. Nie rujnuj się na mnie.
- No wiesz co, nie zrujnuję się, jak wydam dwie stówy to mi nie ubędzie
- Nieee, nie chcę, to bez sensu, będę miała wyrzuty sumienia... A poza tym jako tak mi jakoś z tym dziwnie, znamy się krótko, a Ty mi perfumy. Nie podoba mi się to. W ogóle.
Pomyślałam sobie: dziwna dziewczyna. O co chodzi? Każda kobieta przyjęłaby prezent bez mrugnięcia okiem. Może nie umie ich dostawać? Może nie daj Bóg jakaś feministka-sufrażystka? A może te perfumy to zamach na jej niepodległość?
To był naprawdę dziwny dialog...